Epizod z historii drugiego rozbioru Polski Głucha wieść o "potyczce pod Kargową" w 1793r., błąkająca się tu i ówdzie po pismach z owej epoki, jest tylko bladym odbiciem bohaterskiego poświęcenia owej garstki żołnierza, która mogąc się poddać zastępom generała Möllendorfa i ocalić, wolała dać się zarąbać na miejscu, byle tylko nie pozwolić najeźdźcom bezbronnie zająć miasteczka. Szósty pułk Brodowskiego zajmujący główną kwaterę w mieście Wschowa, był drobnym oddziałem rozkwaterowany po miasteczkach nadgranicznych ku granicy brandenburskiej, a najbardziej wysunięta na zachód była Kargowa, słynna ze swych targów, zamieszkała przeważnie przez ludność katolicko-niemiecką. W epoce saskiej było to miasteczko dla przybywających z Saksoni królów, pierwszą i najbliższą przystanią na ziemi polskiej. 23 stycznia 1793 doszło do podpisania traktatu rozbiorowego między Katarzyną II a Fryderykiem Wilhelmem II. Wojska pruskie, dowodzone przez Joachima Heinricha von Möllendorfa wtargnęły do Wielkopolski, a rosyjskie do wschodniej Polski. Z Warszawy do komendantów oddziałów wojska polskiego wyszły rozkazy, że po wkroczeniu żołnierzy pruskich, należy cofać się na główne odwachy bez stawiania jakiegokolwiek oporu, ustępować z miejsc swych garnizonów i ostatecznie zdążać ku Łowiczowi. Ogólna liczba wielkopolskich dywizji wynosiła 6200 ludzi, a siła pruska wynosiła 15000 ludzi. Wojska polskie w większości wycofywały się z oddawanych ziem, jednym z nielicznych starć była obrona ratusza w Kargowej. Listowna relacja naocznego świadka, niejakiego Augusta Krumhama, komisanta księgarskiego, przesłana w dniu 31-go Stycznia 1793 roku z Sulechowa do Lipska, bratu, kupcowi, a przez niego udzielona Pierre Parandierowi, agentowi dyplomatycznemu , który w owym czasie, pełnił rolę pośrednika między emigracją polską w Lipsku zgromadzoną, a rządem rewolucyjnym w Paryżu. Relacja jest tym cenniejszą i wiarogodniejszą, że autorem jej był Niemiec, z amatorstwa jedynie i dla towarzyszenia swemu przyjacielowi, późniejszemu gubernatorowi pruskiemu w Warszawie, Koehlerowi , by w takim charakterze ochotnika, móc być świadkiem zdobycia Kargowy. General Möllendorf wkroczył do Wielkopolski z oddziałem 12-to tysięcznym i zajął na wstępie miasteczka Branno, Międzyrzecz i Międzychód, nie napotkawszy zbyt silnego oporu. 27 stycznia 1793 r. załoga z Frankenberga wyruszyła do miasteczka Kargowa. Towarzyszyłem konno - pisze Krumham - mojemu przyjacielowi, pułkownikowi Koehlerowi, który dowodził oddziałem przed- nim. Przybyliśmy do Kargowy w południe. Wysłano natychmiast oficera z dwoma żołnierzami, do dowódcy garnizonu polskiego, składającego się z 60 ludzi, z wezwaniem go do wydania miasta i kordygardy (wartowni), lecz wezwanie to odrzucił. Wydelegowano w skutek tego adiutanta z zagrożeniem, że, w razie dalszego oporu, użytą zostanie siła zbrojna. ... Taż sama odpowiedź odmowna. Wstąpiłem do miasta z adiutantem, a tuż za mną cały batalion, złożony z 600 żołnierzy, i uderzywszy w bębny, otoczył ratusz. Załoga polska porwała za broń. Wtedy nasz dowódca zbliżył się konno do dowódcy polskiego z zapytaniem: czyli gotów jest poddać się? Byłem dosyć blisko ich i słyszałem dokładnie ich słowa. - Nie, zawołał dowódca polski. Nie poddam się i bronić się będę do ostatka. - Panie, rzecze Milkau, dowódca batalionu Frankenberskiego. Widzisz, że siły nasze są znacznie większe od Twoich. Czy chcesz, by krew bezużytecznie popłynęła! Jesteśmy tu w sześciuset. 'Wiem, że masz tylko sześćdziesięciu ludzi, cóż zdziałasz przeciw nam? Przychodzimy tu jako przyjaciele... Zaledwie Milkau to wymówił, gdy dowódca polski chciał pochwycić jego konia za uzdę, lecz w tej samej chwili Milkau cięciem szabli rozpłatał mu rękę, a Kalisch, chorąży pruski, zadał mu dwa cięcia w kark, a żołnierz jakiś bagnetem na wskroś go przeszył. Raniony wyzionął ducha. Podczas tego żołnierze polscy zbiegli się na odwach i zaczęli strzelać z okien, jak również z wieży ratuszowej. Jeden z naszych poległ. Komendant pruski wezwał ich do walki. Wszyscy stanęli. Jedni otrzymali rozkaz przebojem zdobyć odwach, inni strzelać. Polacy prażyli nas ogniem z godzinę przeszło, lecz w końcu ulegli. Nasi zawładnęli odwachem i ratuszem i wyparli Polak6w na plac. Wtedy to rozpoczęła się rzeź. Jeden pada pod bagnetem, inny pod kulami. Widok był przerażający. Winienem dodać, że obie strony okazały jednaką waleczność. Rąbali się bez względu na otrzymane rany. Wszyscy żołnierze polscy, co do jednego bądź wyginęli, lub dostali się do niewoli. Nasi zabrali wszystkie strzelby, szable, tornistry. Obdarli nawet z ubrania trzech oficerów, którzy się w niewolę dostali. Gdy się rozpoczęła akcja, cofnąłem się do domu, w rogu placu stojącego, otwartego i przez właściciela opuszczonego, z obawy, by go wraz z rodziną nie zamordowano. Tam to byłem widzem dalszych wypadków. Jak tylko akcja się skończyła i niebezpieczeństwo minęło udałem się na rynek i tutaj to, drogi bracie, byłem świadkiem scen najstraszliwszych, jakie tylko wyobraźnia stworzyć może. Ludzie zbroczeni krwią, inni niebezpiecznie ranni, walali się w błocie. Kargowa, jak wiele miast polskich, nie ma bruku, a tu od dni ośmiu deszcz lał jak z cebra. Ci, którzy jeszcze oddychali, wzywali o pomoc, a żołnierze pruscy, zamiast jej udzielać, gromadnie po ich ciałach maszerowali... Apteka w ratuszu była doszczętnie zrabowaną. Zrzucono jakiegoś polaka ze szczytu wieży; padł o dwa kroki ode mnie. Mózg nieszczęśliwego, rozprysnąwszy się, padł na moje buty. Z jednej strony słyszano jęki z zaledwie dosłyszalnym wyrazem: pardon! z drugiej słyszano ryk radosny, victoria! Tu jeden żołnierz kona u stóp moich, tu znowu innego przekłuwają bagnetem. Jeden żołdak pruski wyszedł z ratusza z czterema jeńcami; objuczony był czterema strzelbami, czterema szablami i ładownicami. Wszyscy pięciu byli oblani krwią. Zaledwie zrobili parę krok6w, padli, jeden po drugim, a dwóch z nich wyzionęło ducha na miejscu. Nareszcie Prusacy rozdzielili między siebie kwatery i przystąpili do sprzedaży łupów. Zakupiłem trzy strzelby za talara, dwie szable i dwie rogatywki polskie za 20 groszy., Zawiesiłem je w swojej izbie i zachowuję na wieczną pamiątkę owego chlubnego dnia. Jeńców tego wieczoru zaprowadzono do Sulechowa, a nazajutrz do Krosna. Batalion rusza teraz do Wolsztyna, by od zwycięstwa iść do zwycięstwa, a ja, raz jeszcze- zaszedłem do szpitala. Gdyby serce moje nie zahartowało się widokiem owego straszliwego dnia, nie mógłbym przenieść owego nowego widowiska, choć, jak wiesz, nie mam usposobienia zbyt wrażliwego. Słyszano tylko krzyki przeraźliwe, jęki i ryki straszliwe. Jeden wołał o pomstę przeciw królowi polskiemu, drugi wyrzekał na króla pruskiego. Wielu z nich nie było nawet jeszcze obandażowanych. Jeden Polak zaklinał mnie w swoim języku na rany Chrystusowe, bym mu przyniósł nieco wódki dla obłożenia prawego policzka, którego połowa była oderwaną wraz z uchem. Zmoczyłem chustkę i przyłożyłem ją do jego wielkiej rany. Człowiek ten żyje jeszcze. P. S. Czytając ten list, móglbyś sądzić, żem sam wstąpił do wojska. Tak nie jest, mój bracie; chciałem tylko towarzyszyć przyjacielowi memu, pułkownikowi Kohlerowi, by widzieć z bliska zdobycie Kargowy. --------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Wkraczająca w osiem dni później do Poznania komenda Trenka prowadziła ze sobą jeńców " zwycięskiego " boju. Pamięć poległego kapitana Więckowskiego i jego żołnierzy przechowywała się tu przez długie lata, a stary Niemiec, cieśla, żołnierz z pułku Brodowskiego, opowiadał ze wzruszeniem szczegóły, wskazywał miejsca, skąd przyszli Prusacy, gdzie Więckowski rozmawiał z pruskim komendantem i gdzie padł martwy. Przez długie lata do 1830 r., nie pozwalali Kargowianie odnawiać i tynkować ostrzelanego ratusza. Uważali wspomnienie tego bohaterskiego czynu i jego dotykalne ślady za rodzaj relikwii, której zacierać, której im się pozbywać nie wolno. Jak pisał Kazimierz Jarochowski w " Opowiadania - Studia Historyczne " w 1884r. miejsca, gdzie pochowano bohaterskiego kapitana Więckowskiego i jego żołnierzy, nadaremno dzisiaj szukać. Zachowajmy przynajmniej po nich pamięć. -------------------------------- Na 4-tym posiedzeniu zarządu Towarzystwa Przyjaciół Nauk w dniu 20 marca 1899r. w Poznaniu, odczytano epizod z historii drugiego rozbioru Polski w 1793r., gdzie świadek naoczny opisuje detalicznie zajęcie miasta Kargowy przez wojsko pruskie 27 stycznia i wycięcie w pień wojska polskiego broniącego miasta. Redaktor dr. Kantecki zwraca uwagę na to, że ten sam przedmiot opracował w swoich "Szkicach i opowiadaniach historycznych" Kazimierz Jarochowski, jak się zdaje na podstawie tradycji ustnej, która jednak rzecz przedstawiła dość wiernie i nawet tę ma wyższość nad owym referatem współczesnym, że nam zachowała nazwisko bohaterskiego kapitana, który wśród ówczesnej apatii sam jeden stanął w obronie godności narodowej. Odmiennie od tradycji każe referat Krumhama ,kapitanowi Więckowskiemu zginąć na rynku kargowskim nie od kuli, lecz od razów zadanych mu pałaszem i bagnetem żołnierzy pruskich. Praca dr Aleksandra Kraushara jest bardzo pożądanym uzupełnieniem szkicu Jarochowskiego, to też uchwalono, ażeby znalazła pomieszczenie w Rocznikach, ale z notatką o szkicu Jarochowskiego. Zdzisław Nowak
|