Witam,
Trochę z innej beczki niż do tej pory

Obraziła się na mnie ostatnio moja 82-letnia ciotka. utrzymywała, że jej pradziadkiem (moim prapra) był Maksymilian Mąkowski, ale ponad wszelką wątpliwość udowodniłem, że był on bratem jej dziadka. Prawdziwe dane poznałem z zamówionej w USC Śrem kserokopii aktu zgonu mojego pradziadka Franciszka (ciotki dziadka). Dalej już wszystko poszło łatwo, bo w APP odnalazłem akt zgonu ojca Franciszka - Wawrzyńca, emerytowanego listonosza zmarłego w Czempiniu i dane jego rodziców, czyli Walentego i Agnieszki Mąkowskich, zmarłych gospodarzy ze Starego Kramska.
Ciotka była zachwycona i od razu wrzuciła nazwiska w google. Znalazła tam potomków Sejmu Wielkiego o tych samych nazwiskach herbu Leliwa. Nie interesowało ją to, że absolutnie nie zgadzają się daty, więc grzecznie zwróciłem jej uwagę na to, że nie słyszałem o wieśniakach/gospodarzach z herbami i że w Wielkopolsce nie było tzw. szlachty zagrodowej (zaściankowej), więc szlacheckie koligacje są tu lekko naciągane.
Zmierzam jednak do tego, że czasami zauważam, jak ktoś wyszukuje w średniowieczu swoje nazwisko wśród szlachty i za wszelką cenę usiłuje je "adoptować", lub jak kto woli zaadaptować do swoich potrzeb, bezkrytycznie wciągając je do swojego drzewa. Chyba nie na tym polega poszukiwanie swoich przodków. Oczywiście każdy ma prawo swobodnego interpretowania historii własnej rodziny, ale chyba nie wszyscy musimy pochodzić od szlachetnie urodzonych, bo w okaże się, że kiedyś nie było mieszczaństwa i chłopów. Ja osobiście jestem dumny z takich przodków jakich mam i jakimi byli w rzeczywistości, a byli tam też parobcy i poganiacze wołów.
Znam przykład Wilczyńskich, którzy byli właścicielami Wilczyna i wilczyńskich parobków, którzy w innych miejscowościach byli nazywani i przybierali z czasem nazwisko Wilczyński.